Seowcy tracą grunt pod nogami. Zwycięży rozsądek?

Nie do końca chcąc uczestniczyć w słownych przepychankach na forum PiO między osobami wieszającymi psy na katalogach, a które to pojęcia nie mają o ich prowadzeniu, a osobami, które mają katalogi i ich usilnie bronią, napiszę tu coś od siebie, w swym cichym sanktuarium. Nieco zirytował mnie ten temat, w związku z tym:

mi osobiście wydaje się, że wiele osób sprowadziło całkiem szeroki temat do bardzo wąskiego, sobie znanego, w sumie trudno się temu też dziwić, bo jakby nie patrzeć seowcom katalog kojarzy się ze spamiarą, z czymś, gdzie zostawia się link i leci do kolejnego, blog z preclem, czyli też inną formą spamiary, a wszelkie inne strony, to albo zapleczówy albo MFA albo coś tam pod SWL, jedna na tysiąc, to może ta właściwa. Ale jakby nie patrzeć, nie wszystkie blogi na świecie to precle, nie wszystkie portale tematyczne to MFA, nie wszystkie strony nastawione są na dochód i tak samo nie wszystkie katalogi to spamiary. Są katalogi, które wcale nie są dodatkiem do czegoś tam i mają się mimo tych wszystkich googlowskich zwierzaczków całkiem dobrze. Nie wszystkie katalogi muszą być w liście Mar’a, czy nawet samym GOOGLE, by cieszyć właściciela, wiele nawet nie wygląda jak katalog, mimo, że podstawowe funkcje strony są identyczne jak w katalogach, jakie się zna i kocha za możliwość zostawienia linka. Co więcej, nie wszyscy muszą stawiać katalog tylko po to, by manipulować pozycją w google, nieliczni stawiają np dla siebie, aby coś budować, aby mieć stronę, aby coś „usprawnić w sieci”, aby brać czynny udział w jej rozbudowie, aby móc mieć możliwość weryfikacji wpisów, kontaktu z innymi, aby zbudować swoją własną, długotrwałą pracą coś wielkiego, coś, co może odnieść sukces, co się chwali i jest realnie szczytne! Albo zwyczajnie uczą się tworzyć strony, katalog jest w zasadzie prostą formą, toteż całkiem dobrze nadaje się do nauki webmasterki, nie tylko seo. A nuż widelec okaże się też, że taki projekt „szkoleniowy” okaże się z czasem pełnowartościowym portalem? Nie zbadane są ścieżki Pana.Osobiście zaczynałem naukę na przykładzie imgallery i otwarty mini. Prymitywne CMSy na tamte czasy, aczkolwiek nauczyły sporo, przynajmniej z mojego punktu widzenia.

Nie wszystkie projekty oczywiście kończą na przysłowiowych szczytach, ale mimo to bywają też szczytne intencje podczas zakładania katalogów i nikt mi niech nie wpiera, że jest inaczej. Prosty przykład, dla mnie, to bardziej hobby, forma spędzania wolnego czasu, niż praca. Pracę mam zupełnie inną i cieszę się, że nie muszę utrzymywać się z SEO, bo to jakby nie patrzeć, środowisko rozkapryszone, nastawione tylko na zysk wszelkimi metodami. Niestety, z moich obserwacji wynika jasno, że większość brnie najzwyczajniej po trupach do celu. Co więcej to już nawet nie SEO (search engine optimization) tylko GO, czyli google optimization! Seowcy zarzucają w wielu wypadkach google monopol, a wielu nie zauważyło, że sami go tworzą w swej postawie. Na szczęście są wyjątki! Ale coraz bardziej to przypomina walkę z wiatrakami, osobiście miałem i mam sentyment do Don Kichota, dlatego też pewno dalej będę prowadził katalogi. Nikt mi nie zabroni być idealistą w wolnej chwili. 😉

Pozdrowienia dla PiO.